29-07-2008 17:22
Preludium
W działach: RPG, Sesje | Odsłony: 5
Lato, Chałupy na Helu, wakacje bodajże między IV i V klasą podstawówki. Na bałtyckiej plaży kolega opowiedział mi o jakiejś dziwnej rzeczy. To coś nazywało się "grą fabularną", a konkretnie "Kryształami Czasu". Nie do końca łapałem o co chodzi, jest jakiś mistrz, gra się jakimiś wojownikami. Wszystko było bez ładu i składu, ale załapałem, że to takie odgrywanie komputerowej gry Ishar na żywo. Nawet pomysł na Kryształy Czasu się zgadzał, więc idea bardzo mi odpowiadała.
Niedługo po tych wakacjach zostałem zaproszony przez wspomnianego kolegę na sesję. Oprócz mnie było dwoje innych graczy, kuzynka (starsza ode mnie) i kuzyn (młodszy) gospodarza. Wiedziałem, że nasz MG przygotowywał się do poprowadzenia tej przygody od dłuższego czasu. Na kartce w kratkę miał rozrysowany plan pomieszczeń, przez które mieliśmy przejść (dreszcz emocji). MG inspirował się grą komputerową Elvira 2, więc miał to być horror (jęk przejęcia). Dotarł do mnie również spoiler: na mapce była sala, cała we krwi i flakach. Jeśli bohaterowie by ją zobaczyli, umarliby ze strachu na zawał serca (okrzyk rozkoszy!).
Nadszedł moment tworzenia bohaterów. Wszystko było oparte o domową mechanikę, postaci miały być z "naszego świata". Marzyłem, żeby zagrać kimś "magicznym" — niestety, wszystko na co mogłem sobie pozwolić to kapłan buddyjski, uzbrojony w oczadzające kadzidła. Drugi gracz stworzył sobie chirurga, uzbrojonego w skalpele, dziewczyna zaś prostytutkę, która mogła strzelać z prezerwatywy jak z procy, ewentualnie rozwinąć ją na głowie przeciwnika, dusząc go.
Tak cudownie zgrana drużyna, bez przeszłości czy jakiegoś tła, nagle obudziła się w dziwnym pokoju. W czterech kątach stały lichtarze ze świecami, na jednej ze ścian zaś znajdowały się drzwi. Najpierw chyba kombinowaliśmy coś z jednym ze świeczników, gasząc znajdujące się na nim świece (co za eksplozja inwencji i podejrzliwości wobec pomysłów MG!). Potem otworzyliśmy drzwi. Za nimi, w pokoju wyłożonym dywanem stały trzy zombie! Realizm i wyczucie konwencji przede wszystkim! Próby pociągnięcia dywanu, żeby się poprzewracały nie zdały egzaminu. Zanim podusiłem potwory magicznymi kadzidłami, a reszta graczy przysmażyła lichtarzem, zostałem zadrapany na śmierć.
Niestety, nigdy nie zobaczyłem zakrwawionej komnaty ani nie zastosowałem wymyślonego wcześniej tricku: żeby przebiec przez nią z zamkniętymi oczami. Nie zobaczyłem też jakiegoś szatana, który czekał na nas w ostatnim pokoju. Miałem jednak za sobą pierwszą sesję RPG, która na długi czas zdominowała moje wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać gra. Podstawowe narzędzia na długi czas: randomowa postać, kostka, domowe zasady i nieodzowna mapka. Inną konsekwencją, na dłuższą metę bardziej owocną, było zainteresowanie się "Magią i Mieczem", skąd dowiedziałem się o istnieniu innych gier niż Kryształy Czasu.
A potem zadziałał mechanizm lawiny.
Niedługo po tych wakacjach zostałem zaproszony przez wspomnianego kolegę na sesję. Oprócz mnie było dwoje innych graczy, kuzynka (starsza ode mnie) i kuzyn (młodszy) gospodarza. Wiedziałem, że nasz MG przygotowywał się do poprowadzenia tej przygody od dłuższego czasu. Na kartce w kratkę miał rozrysowany plan pomieszczeń, przez które mieliśmy przejść (dreszcz emocji). MG inspirował się grą komputerową Elvira 2, więc miał to być horror (jęk przejęcia). Dotarł do mnie również spoiler: na mapce była sala, cała we krwi i flakach. Jeśli bohaterowie by ją zobaczyli, umarliby ze strachu na zawał serca (okrzyk rozkoszy!).
Nadszedł moment tworzenia bohaterów. Wszystko było oparte o domową mechanikę, postaci miały być z "naszego świata". Marzyłem, żeby zagrać kimś "magicznym" — niestety, wszystko na co mogłem sobie pozwolić to kapłan buddyjski, uzbrojony w oczadzające kadzidła. Drugi gracz stworzył sobie chirurga, uzbrojonego w skalpele, dziewczyna zaś prostytutkę, która mogła strzelać z prezerwatywy jak z procy, ewentualnie rozwinąć ją na głowie przeciwnika, dusząc go.
Tak cudownie zgrana drużyna, bez przeszłości czy jakiegoś tła, nagle obudziła się w dziwnym pokoju. W czterech kątach stały lichtarze ze świecami, na jednej ze ścian zaś znajdowały się drzwi. Najpierw chyba kombinowaliśmy coś z jednym ze świeczników, gasząc znajdujące się na nim świece (co za eksplozja inwencji i podejrzliwości wobec pomysłów MG!). Potem otworzyliśmy drzwi. Za nimi, w pokoju wyłożonym dywanem stały trzy zombie! Realizm i wyczucie konwencji przede wszystkim! Próby pociągnięcia dywanu, żeby się poprzewracały nie zdały egzaminu. Zanim podusiłem potwory magicznymi kadzidłami, a reszta graczy przysmażyła lichtarzem, zostałem zadrapany na śmierć.
Niestety, nigdy nie zobaczyłem zakrwawionej komnaty ani nie zastosowałem wymyślonego wcześniej tricku: żeby przebiec przez nią z zamkniętymi oczami. Nie zobaczyłem też jakiegoś szatana, który czekał na nas w ostatnim pokoju. Miałem jednak za sobą pierwszą sesję RPG, która na długi czas zdominowała moje wyobrażenie o tym, jak powinna wyglądać gra. Podstawowe narzędzia na długi czas: randomowa postać, kostka, domowe zasady i nieodzowna mapka. Inną konsekwencją, na dłuższą metę bardziej owocną, było zainteresowanie się "Magią i Mieczem", skąd dowiedziałem się o istnieniu innych gier niż Kryształy Czasu.
A potem zadziałał mechanizm lawiny.