» Blog » Spin-ception
05-08-2010 13:57

Spin-ception

W działach: Film | Odsłony: 23

Spin-ception
Miałem nie pisać własnej recenzji Incepcji, gdyż a) nie mam czasu (idealne wytłumaczenie na wszystko); b) inni już to zrobili za mnie. I kiedy właśnie miałem grzecznie komentować recenzję Kamila, przypomniało mi się, że od dawien dawna nic nie pisałem na blogu. Ot i stało (dzieje) się.

Nie będę powtarzał tego, co napisano w większości recenzji, że to zarąbisty film i duże fabularne ryzyko, któremu reżyser świetnie podołał. Dodam kilka drobiazgów od siebie, a które nie zostały podjęte w innych recenzjach. A ich symbolem jest bąk.

Dokładnie ten bączek, którego Dom używa jako swojego totemu, pozwalającego rozróżnić jawę od snu. Uważany chyba za największą dziurę w scenariuszu – bo przecież w logice fizycznej świata snu nie ma zasady, która nakazywałaby bąkom wirować w nieskończoność. Dla porównania: figura szachowa i kostka do gry były zrobione tak, że żadna osoba poza właścicielem(ką) nie miał pojęcia o jej fizycznych właściwościach.

Ja zaś bąka kupuję nie tylko dlatego, że jest fajny i świetnie grał w filmie. Przede wszystkim jest on dla mnie symbolem – cytatem z Freuda, a także komentującego go Lacana. Freud dał przykład chłopca, który nie mogąc pogodzić się z tym, że matka go opuszcza (wcześniej miał na nią wyłączność, 24/7), zaczyna się bawić bąkiem. Wtedy takie zabawki nie miały takiej napędzającego ich spiralnego patyczka, tylko były na biczyku; górną część bąka owijano sznurkiem i pociągnięciem kijka wprowadzano go w wirowanie i ruch po łuku. Zatem chłopczyk bierze bąka i kręci nim tak, że zabawka się do niego oddala, a potem szybko wraca – i tym właśnie ruchem kompensuje sobie niemożność przywołania matki, próbuje zapanować nad otaczającą go przestrzenią.

Traktuję filmowego bąka jako ukłon w kierunku Freuda oraz jego psychoanalizy, której rozpoznania na temat sfer umysłu posłużyły Nolanowi jako punkt wyjścia do jego kreacji. I choć film kupuję w całości z jego alternatywnymi założeniami co do snu, to jednak tak mocne odniesienie mnie trochę denerwuje, bo:

1) w żadnym momencie nie mieliśmy do czynienia z logiką snu, jaką zdefiniował Freud (z jej mechanizmami: wyparciem, sublimacją, przesunięciem, kondensacją). W zasadzie jest tutaj magia: tworzenie ex nihilo, zawijanie nieeuklidesowej przestrzeni, metamorfozy, itp. Wszystkie miejsca i osoby z pamięci Cobba zachowują swoją tożsamość, nawet w labiryncie wybudowanym przez Ariadne jego żona pozostaje sobą, a nie jakimś Minotaurem (którego dopiero należy rozpoznać jako żonę). Moje pretensje są tutaj na poziomie erudycyjnym, bo rozumiem, że w filmie o tak skomplikowanej fabule (równocześnie trzeba śledzić ok. 5 wątków) dodatkowe cuda byłyby po prostu mordercze.

2) a teraz zarzut filmowy: skoro Ariadne była architektką o wybitnej wyobraźni twórczej, to dlaczego tego… nie pokazano? Owszem, miała wyobraźnię przestrzenną, miała dobrą pamięć, znała się na architekturze – ale wyobraźnią twórczą nie popisała się wcale. Uważam, że to straszna wtopa. Lokacje z ostatecznego snu miały być "prawdopodobne", ale nie wiem, dlaczego twórca nie poszalał na etapie, gdy dziewczyna dawała próbki swojej wyobraźni. Czy naprawdę jest dzieckiem betonowej dżungli, że nie potrafi wybudować nic bardziej finezyjnego od paryskiej ulicy i przeszklonego biurowca? Mając w pamięci fantasmagorie z filmu Cela Z J-Lo, czułem ogromny kontrast, bo w obrazie Nolana w ogóle nie widać było żadnego polotu, żadnej fantazji (no, może poza cudnym pałacem Saito, ale to i tak posmak tego, co mogłoby być).

3) moje prywatne już kwękanie: uwielbiam motyw labiryntu. To ukochana figura postmodernistycznej wyobraźni (vide: Borges). W Incepcji labirynt był, ale w słowach. W żaden sposób go nie pokazano (co więcej, w fabule bohaterowie zwyczajnie go obeszli), nie był ani zwizualizowany, ani nie przeniesiono go na poziom fabuły. Ta miała schemat szkatuły, ewentualnie labiryntu, jaki możemy znaleźć w katedrach i nie służyła zagubieniu się, ale pozornemu zagmatwaniu w istocie prostej drogi (analogia z filmem: przedostawanie się przez kolejne kręgi do położonego centralnie pomieszczenia). Czyli w angielskim rozróżnieniu słów, byłby to labirynth, a nie maze, o którego stworzenie chodziło bohaterom. Co więcej, biorąc pod uwagę (nieco banalne) senne paradoksy przestrzenne, można było wykreować fantastyczny hiper-labirynt, którego jednak poskąpiono widzom. Znowu logika snu, nawet ta filmowa a nie freudowska, nie została pociągnięta do obszaru optymalnej miodności (bo do granic jej było daleko).

To tyle uwag. Strasznie się cieszę, że poszedłem na film, który mnie odtruł po totalnie głupim Uczniu czarnoksiężnika i pod-dennym ostatnim Zmierzchu. Co więcej, bardzo dawno nie miałem uczucia, że ktoś tak przemielił mój mózg. Śledzenie i skupianie się jednocześnie na wszystkich wątkach to naprawdę spore wyzwanie dla głowy, ale naprawdę warto je podjąć.

Komentarze


Mayhnavea
   
Ocena:
0
To dość dwuznaczne: bo dla mnie nie tyle się wdzierają, co dał im zieloną kartkę, żeby sobie były, to mu się po prostu rozpanoszyły :)
07-08-2010 14:11
New_One
   
Ocena:
+1
Ad. moje +1 do komentarza Juliana z 13:32:
Zgadzam się ze wszystkim oprócz samej "czysto-freudowskiej-acz-nieco-selektywnej" interpretacji Incepcji. :) Niemniej, jak już wspomniałem, to rozmowa na kiedy indziej. Co do podświadomości tylko zaznaczę, że Nolan ją nieco dziwnie ukonstytuował, w zasadzie jako -nomen omen - świadomy ( ;p ), instynktownie broniący się byt, który nie lubi, kiedy ktoś "mąci mu w głowie" (bodajże słowa Cobba lub Eamesa). To taka jakby "ukryta świadomość", która w momencie zamachu na nią, wytwarza antyciała, niczym zwykły organizm. Można się zastanawiać, czy to trafiony pomysł, czy nie, albo skąd Nolan bierze takie pomysły (założę się, że mu się przyśniły po jakimś ostrym melanżu ;p), ale aby spokojny odbiór filmu był możliwy, należy przyjąć tą figurę, tak po prostu.

@Noth - podpisuję się pod pierwszą odpowiedzią Juliana we wspomnianym komentarzu. ;) Innymi słowy: tak, to jest "wakacyjna strzelanina", czysta akcja, heist movie we śnie. I jako taki,film się sprawdza co najmniej dobrze. Niemniej stwierdzenie, że jest to tylko film akcji jest zbyt odważną i poniekąd apodyktyczną tezą. Łatwo zarzucić komuś nadinterpretację (swoją drogą, prowadziłem na uczelni ciekawą rozmowę o nadinterpretacji właśnie, po której to rozmowie doszedłem do wniosku, że nie jest to złe zjawisko, ale na potrzeby tej dyskusji przyjmuję powszechne stanowisko w tej kwestii, uznając nadinterpretację za coś 'be'), ale nie w tym rzecz. To, że wszyscy widzimy w danym tekście kultury (już nie ograniczajmy się do filmów) coś innego, nie świadczy o tym, że któryś z nas ma rację, a jego interlokutor(/orzy) nie. Niektóre filmy "są jak cebula. (...)mają warstwy.". I każda warstwa może być zupełnie samowystarczalna, pełnowartościowa. Nie trzeba odczytać każdej, by mieć frajdę z filmu.

@all - Myślę, że Nolan nie zastosował klucza freudowskiego. Dlatego analizowanie, co jest zgodne z freudowską wykładnią, a co nie uważam za błąd. Nie znaczy to, oczywiście, że psychoanalizy tu nie uświadczymy (tudzież symboliki Freuda). Wręcz przeciwnie - znajdziemy tu Freuda, może i Junga i zapewne jeszcze kilka pasujących teorii, które Nolan wymieszał (bo się nimi inspirował), aby stworzyć eklektyczną, własną wizję pewnych zagadnień, nowe rozumienie danych pojęć itd. Tłumaczyłoby to specyficzną logikę snu, odmienną od tych, o których czytamy w pracach rozmaitych teoretyków. That's how I see it.
09-08-2010 05:02
Noth
   
Ocena:
0
Ależ ja nikomu nie zabraniam czytać tego filmu przez pryzmat Freuda, Junga, Heideggera czy Kermita Żaby. Jeśli to was bawi to tylko pchwalić, że próbujecie naśladować Zizka w analizach filmowych. To dobry wzór moim zdaniem jest. Osobiście rozchodzi mi się o to, że jeśli Nolan rzeczywiście z premedytacją zrobił film inspirując się Freudem i Jungiem to zrobił bardzo słaby film. Po prostu o ile warstwa "kino akcji" jest spoko to warstwa "film psychologiczny/oniryczny/jakiśtam" jest cieniutka.

Dlaczego tak uważam? Ponieważ w tym filmie oprócz tego, że akcja dzieje się we śnie nie ma niczego ponad to co powinno być w porządnym "heiście". A to, że w filmie pada hasło podświadomość i Ariadna to trochę za mało moim zdaniem by nazwać go mistrzostwem intertekstualności (w "Annie Hall" Allena pierwsza lepsza scena ma więcej odniesień i cytatów na minute niż cała Incepcja). Jeszcze dodam, że jeśli Incepcja jest filmem inspirowanym Freudem to taki Brazil musiałby chyba być kręcony już przez samego autora "Kultury jako źródła cierpień".

Podsumowując gdyby na plakatach i w necie było głośno o tym, że Nolan robi film Jungowski - to wyszedłbym z kina załamany, pownieważ spodziewałbym się zupełnie innego kina. Ale to tylko takie moje marudzenie, dla mnie Nolan bardziej niż czymkolwiek innym insporował się dobrymi filmami akcji - które mają głebszych bohaterów niż zazwyczaj ci spotykanie w kinie i ciekawe scenariusze. Zresztą Nolan nie robi nic innego, jak mistrzowsko adaptuje klasyczne rozwiązania do nietypowego środowiska. Tak ja to widzę, w myśl zasady simplex sigillum veri wolę szukać bliżej niż dalej, i na pewne rzeczy patrzeć prosto, bom prosty chłop.

P.S. Jak się tak zastanowiłem to Brazil Freud by musiał kręcić z Foucaltem.
09-08-2010 11:14
Mayhnavea
   
Ocena:
+1
@ New_One:

Myślę, że Nolan nie zastosował klucza freudowskiego. Dlatego analizowanie, co jest zgodne z freudowską wykładnią, a co nie uważam za błąd.

To, że to nie jest film freudowski ani jungowski (odpowiadając [n]Nothowi[/b]) pisałem wcześniej przecie (zresztą o tym jest też wpis blogowy), choć może nie dość jasno. Dla mnie nawiązania do Freuda są z jednej strony ukłonem w kierunku dziadka, który umożliwił myślenie kategoriami, które Nolan wykorzystuje (narzędziowo). Z drugiej zaś - przez co zgodzę się z drugą częścią Twojej wypowiedzi połowicznie - sądzę, że to również technika dezorientacji. Dlatego analizowanie zgodnie z wykładnią jest błędem, ale uważam, że część sensu filmu leży w porównaniu go z tezami tejże wykładni (żeby zobaczyć, dlaczego to nie jest freudyzm, gdzie Nolan gra).

Można się zastanawiać, czy to trafiony pomysł, czy nie, albo skąd Nolan bierze takie pomysły (założę się, że mu się przyśniły po jakimś ostrym melanżu ;p), ale aby spokojny odbiór filmu był możliwy, należy przyjąć tą figurę, tak po prostu.

Z akceptowaniem zgadzam się w 100%. A czy trafiony? Wg mnie tak, z dwóch powodów:
- fantasmagorie freudowskiego id wprowadziłyby szalone zamieszanie w fabułę. Do tego film stałby się filmem erotycznym :D i generalnie uwagę przyciągałoby zupełnie co innego niż tutaj;
- to, co Nolan robi z nieświadomością pokrywa się z tym, jak się krytykuje Freuda - że treści nieświadomych w takim kształcie, jak je opisywał F. nie ma i że to jest w ogóle nietrafiona kategoria. Nolan coś mniej-więcej takiego właśnie robi.
11-08-2010 01:25
Noth
   
Ocena:
0
Ciekawe czy Nolan kiedykolwiek Freuda czytał :D.
11-08-2010 18:13
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Kto wie, ale na pewno ma googla, googlebooks i gromadę researcherów. Wystarczy, żeby zrobić podstawowy przegląd literatury do hasła "sen".
12-08-2010 15:50
de99ial
   
Ocena:
+1
Właśnie obejrzałem i... Nie chciało mi się czytać wszystkich komentarzy.

1. Generalnie co do komplikacji itd. odbioru - podzielam zdanie Notha. Fajny film, ale beretu nie ryje i majtasów z dupy nie zdziera.

2. Totem służy do odróżnienia rzeczywistości od snu - i tyle. Nie ważne czyj to sen jest - ważne czy jest sen czy rzeczywistość.

3. Mnie zastanawia inna rzecz - czy bączek puszczony w ruch, który wpadnie w takie turbulencje jak ten w scenie finałowej, może powrócić do zwykłego ruchu wirowego czy nie? Bo z tego co ja zaobserwowałem - a kilkoma bąkami w życiu się bawiłem, różnymi (i nie popieram opinii Freuda - dla mnie za bardzo uprościł ludzką psychikę) to bąk tak zachowuje się właśnie pod koniec ruchu wirowego i tuż przed zatrzymaniem. I jestem ciekaw czy ktokolwiek spotkał się z innym zachowaniem.

A i olałbym obrączkę - takie dopisywanie bytów zostawmy maniakom teorii spiskowych. Ja wolę podejście Ockhama :D
12-08-2010 23:10
New_One
   
Ocena:
+2
Dziś przekonałem się, że powtórny ogląd tego filmu jest jak najbardziej wskazany. Macie rację, że poziom skomplikowania nie jest mega-hardcore'owy, ale wystarczający, by parę aspektów za pierwszym razem przegapić i uznać, że coś mogło być niedociągnięciem, gdy tak naprawdę nim nie jest. :) Świetny film, zaiste!
05-09-2010 00:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.