04-09-2008 04:00
Raj Kuracjusza
W działach: Varia | Odsłony: 0
Wybraliśmy się z moją Alicją w góry do Krynicy. Ciche miasteczko z pojedynczą ulicą, łazienkami mineralnymi i dziesiątkami pensjonatów, stało się polem do obserwacji. Fascynujące było już samo przyglądanie się emerytom, płynącym przez deptak niczym łabędzie — przysiadające na białych ławkach, łączące się w pary, pijące wodę z dziobków. Ale bywały też sytuacje i rzeczy ciekawsze. Albowiem do Edenu Emeryta wkradło się aż siedem węży, którym — co tu dużo mówić — i sami ulegliśmy.
Nieczystość
Dawała się we znaki na pierwszy rzut oka. Dansingi nęciły rozpustników rzewnymi nutami piosenki sentymentalnej, bodotanga trzebadwojga czy makareną. Atrakcyjny Pan Waldemar z przybrązowioną skronią i z oszronioną brwią, zdradzającą jego chytry chwyt, polował na deptaku na tlenioną Panią Krystynę w szałowej bluzce we wszystkie kolory i w białych spodniach.
A my, podli szydercy, obserwowaliśmy to — wpadając w sidła tego samego węża — ze zdrojowej pijalni czekolady. Serwowali tam świetne czekolady: z chilli, na zimno z jogurtem i bananem, na gorąco z gałką lodów i wiśniami w syropie na dnie. Grzechu warte.
Lenistwo
Chcąc skorzystać z okazji do wylenienia się w aromatycznych kąpielach, rozgrzewających borowinach i na odprężających masażach, udaliśmy się do lekarza. U tego zaś zagnieździł się kolejny wąż, tym razem w kieszeni. Jego zadaniem było określić nasze dolegliwości i zapisać wszystko, czego dusza i ciało zapragną.
Pierwszym zgrzytem podczas mojej rozmowy z nim było pytanie "czy pan choruje?". To tak, jakby pani w informacji PKP na pytanie o karygodne różnice między rozkładem jazdy w necie a faktycznym odpowiadała "a skąd ja mam to wiedzieć?". Tak więc dowiedziawszy się, że nie choruję, lekarz orzekł, że nic mi nie jest. Zalecił wodę mineralną, którą sam określiłem jako moją ulubioną i przepisał kąpiele perełkowe oraz natryski. Wybaczcie, ale perełki w wannie sam mogę sobie sprawić. Za darmo.
Gniew
Wizyta u wspomnianego medyka była okazją do przyjrzenia się temu, co się dzieje z ludźmi czekającymi w kolejce. Freud robił błąd, kładąc pacjentów na kozetce w zaciszu gabinetu. Należało ich usadzić na niewygodnych krzesłach w poczekalni i poczekać aż im się zadki odgniotą. Wtedy wszystkie popędy (a zwłaszcza pęd ku wejściu przed innymi) wychodzą i urządzają dziką orgię. Napięcie rośnie. Nawet tym, którzy próbują pokazać klasę i zachować zimną krew, podskakuje ciśnienie.
Obżarstwo
Wydawałoby się, że w Raju Kuracjusza nie wolno zrywać owocu z Drzewa Poznania Kalorii w Potrawie. Spodziewałem się wielu restauracji o profilu dietetycznym, a także jarskim i wegetariańskim. Szczególnie, że Ala nie je mięsa za wyjątkiem ryb (wakacyjny Idol i jego laureatka — Alicja Jarosz).
Niestety, dałem się zwieść post-PRLowskiemu złudzeniu. W Krynicy, do której nasz wiek nieśmiało się dobija jada się tłusto, mięsno i obficie. Po kilku klęskach żywieniowych, jakimi były wymiętoszone sałatki i makabryczny Przysmak Jarosza (drobiny marchwi żałośnie wystające z foremki rozgotowanego ryżu), dostosowaliśmy się do konwencji. Smażone oscypki (niektóre, niestety, z mięsną niespodzianką w środku) i pierogi nam też przypadły w udziale.
Odkryliśmy też krynickie specialite. Jedna restauracja jako danie jarskie proponowała pierogi z kaszanką.
Chciwość
Ulice Krynicy patrolowane są przez Góroli. zazwyczaj są oni w coś uzbrojeni, np. w miniaturową bryczkę, zaprzężoną w sztucznego kuca, skórę białego misia (prawdopodobnie do wchodzenia pod nią i ryczenia ku uciesze gawiedzi) oraz pieska. Pieski — owczarki podhalańskie — wyglądały na porządnie naćpane Aviomarinem, gdyż wbrew prawom ich wieku leżały, spały i ziewały bez piuknięcia.
Uzbrojona w pieska Górolka jest osobnikiem nader niebezpiecznym. Żeruje na uczuciach przechodniów i ich chęci posiadania takiego zwierzaka. Wciska psinę w ręce, prawie siłą sadza na bryczce, obfotografuje czymkolwiek, a na "do widzenia" żąda zapłaty za zdjęcie z pchlarzem. Nieważne, czyj był aparat, czy ktoś chciał zdjęcia i czy ma ochotę za nie płacić.
Próżność
Chcąc ukoić miłość własną w obliczu niezrozumienia naszych potrzeb przez lekarza, udaliśmy się na własną rękę na przyjemne zabiegi spa i do groty solnej. Niestety, było absolutnie cudownie. Jedyną karą za grzeszenie przeciwko absolutnemu altruizmowi był konsekwentny brak borowiny oraz to, że za drugim razem w grocie użyto jakichś badziewnych olejków eterycznych (a jedna kobieta z błogości usnęła i zaczęła chrapać).
Zazdrość
No cóż, sam sobie zazdroszczę. Wyjazd do kurortu we dwoje i wspólne korzystanie z jego uroków nieprędko się powtórzy.
A Wy możecie zazdrościć, że widzieliśmy na żywo legendę internetu, Gracjana Roztockiego — jak wracaliśmy, wsiadł do tego samego pociągu co my. On naprawdę chodzi w takich przykrótkich spodenkach. Tym samym nasz wyjazd osiągnął pełnię egzotyki.
Nieczystość
Dawała się we znaki na pierwszy rzut oka. Dansingi nęciły rozpustników rzewnymi nutami piosenki sentymentalnej, bodotanga trzebadwojga czy makareną. Atrakcyjny Pan Waldemar z przybrązowioną skronią i z oszronioną brwią, zdradzającą jego chytry chwyt, polował na deptaku na tlenioną Panią Krystynę w szałowej bluzce we wszystkie kolory i w białych spodniach.
A my, podli szydercy, obserwowaliśmy to — wpadając w sidła tego samego węża — ze zdrojowej pijalni czekolady. Serwowali tam świetne czekolady: z chilli, na zimno z jogurtem i bananem, na gorąco z gałką lodów i wiśniami w syropie na dnie. Grzechu warte.
Lenistwo
Chcąc skorzystać z okazji do wylenienia się w aromatycznych kąpielach, rozgrzewających borowinach i na odprężających masażach, udaliśmy się do lekarza. U tego zaś zagnieździł się kolejny wąż, tym razem w kieszeni. Jego zadaniem było określić nasze dolegliwości i zapisać wszystko, czego dusza i ciało zapragną.
Pierwszym zgrzytem podczas mojej rozmowy z nim było pytanie "czy pan choruje?". To tak, jakby pani w informacji PKP na pytanie o karygodne różnice między rozkładem jazdy w necie a faktycznym odpowiadała "a skąd ja mam to wiedzieć?". Tak więc dowiedziawszy się, że nie choruję, lekarz orzekł, że nic mi nie jest. Zalecił wodę mineralną, którą sam określiłem jako moją ulubioną i przepisał kąpiele perełkowe oraz natryski. Wybaczcie, ale perełki w wannie sam mogę sobie sprawić. Za darmo.
Gniew
Wizyta u wspomnianego medyka była okazją do przyjrzenia się temu, co się dzieje z ludźmi czekającymi w kolejce. Freud robił błąd, kładąc pacjentów na kozetce w zaciszu gabinetu. Należało ich usadzić na niewygodnych krzesłach w poczekalni i poczekać aż im się zadki odgniotą. Wtedy wszystkie popędy (a zwłaszcza pęd ku wejściu przed innymi) wychodzą i urządzają dziką orgię. Napięcie rośnie. Nawet tym, którzy próbują pokazać klasę i zachować zimną krew, podskakuje ciśnienie.
Obżarstwo
Wydawałoby się, że w Raju Kuracjusza nie wolno zrywać owocu z Drzewa Poznania Kalorii w Potrawie. Spodziewałem się wielu restauracji o profilu dietetycznym, a także jarskim i wegetariańskim. Szczególnie, że Ala nie je mięsa za wyjątkiem ryb (wakacyjny Idol i jego laureatka — Alicja Jarosz).
Niestety, dałem się zwieść post-PRLowskiemu złudzeniu. W Krynicy, do której nasz wiek nieśmiało się dobija jada się tłusto, mięsno i obficie. Po kilku klęskach żywieniowych, jakimi były wymiętoszone sałatki i makabryczny Przysmak Jarosza (drobiny marchwi żałośnie wystające z foremki rozgotowanego ryżu), dostosowaliśmy się do konwencji. Smażone oscypki (niektóre, niestety, z mięsną niespodzianką w środku) i pierogi nam też przypadły w udziale.
Odkryliśmy też krynickie specialite. Jedna restauracja jako danie jarskie proponowała pierogi z kaszanką.
Chciwość
Ulice Krynicy patrolowane są przez Góroli. zazwyczaj są oni w coś uzbrojeni, np. w miniaturową bryczkę, zaprzężoną w sztucznego kuca, skórę białego misia (prawdopodobnie do wchodzenia pod nią i ryczenia ku uciesze gawiedzi) oraz pieska. Pieski — owczarki podhalańskie — wyglądały na porządnie naćpane Aviomarinem, gdyż wbrew prawom ich wieku leżały, spały i ziewały bez piuknięcia.
Uzbrojona w pieska Górolka jest osobnikiem nader niebezpiecznym. Żeruje na uczuciach przechodniów i ich chęci posiadania takiego zwierzaka. Wciska psinę w ręce, prawie siłą sadza na bryczce, obfotografuje czymkolwiek, a na "do widzenia" żąda zapłaty za zdjęcie z pchlarzem. Nieważne, czyj był aparat, czy ktoś chciał zdjęcia i czy ma ochotę za nie płacić.
Próżność
Chcąc ukoić miłość własną w obliczu niezrozumienia naszych potrzeb przez lekarza, udaliśmy się na własną rękę na przyjemne zabiegi spa i do groty solnej. Niestety, było absolutnie cudownie. Jedyną karą za grzeszenie przeciwko absolutnemu altruizmowi był konsekwentny brak borowiny oraz to, że za drugim razem w grocie użyto jakichś badziewnych olejków eterycznych (a jedna kobieta z błogości usnęła i zaczęła chrapać).
Zazdrość
No cóż, sam sobie zazdroszczę. Wyjazd do kurortu we dwoje i wspólne korzystanie z jego uroków nieprędko się powtórzy.
A Wy możecie zazdrościć, że widzieliśmy na żywo legendę internetu, Gracjana Roztockiego — jak wracaliśmy, wsiadł do tego samego pociągu co my. On naprawdę chodzi w takich przykrótkich spodenkach. Tym samym nasz wyjazd osiągnął pełnię egzotyki.